Konstanty Ciołkowski, nauczyciel fizyki w prowincjonalnym gimnazjum Rosyjskiego Imperium był przekonany, że ludzie opuszczą kiedyś Ziemię i powędrują do odległych światów. Swoją wiarę w podróże kosmiczne ponad sto lat temu wyraził patetycznie i romantycznie zarazem – nasza “planeta jest kolebką ludzkiego umysłu, ale nie można wiecznie żyć w kolebce”.
Jego przewidywania zaczęły się spełniać już pół wieku później, choć atmosferę początków ery kosmicznej trudno określić jako podniosłą. W latach 50. i 60. ubiegłego wieku zimna wojna między totalitarnym Wschodem a aspirującym do wolności i demokracji Zachodem lada chwila mogła zamienić się w gorącą. Do ówczesnych realiów dostosował się również język – zamiast pokojowej eksploracji Kosmosu oba mocarstwa wzięły udział w jego “podboju”. Z perspektywy amerykańskiej opisał to w Wyścigu na orbitę Michael D'Antonio. Dosłowne tłumaczenie tytułu Kula, pies i małpa i mniejszymi literami 1957 – rozpoczyna się Wyścig Kosmiczny oddaje pełniej dynamikę tamtych dni i bardziej – mam nadzieję – zachęca do zapoznania się z zawartością książki.
Ściśle mówiąc “wyścig” rozpoczął Związek Sowiecki (w polskiej wersji dostrzegam wahania tłumacza: z jednej strony występują “Sowieci” i mamy “sowiecki” sprzęt, ale państwo nazywa się ZSRR a nie ZSRS). W ramach realizacji programu budowy międzykontynentalnych pocisków balistycznych przenoszących ładunki jądrowe, Rosjanie w roku 1957 z powodzeniem przetestowali potężną rakietę zdolną nie tylko przelecieć na drugą półkulę Ziemi, ale wzlecieć wyżej i krążyć wokół całej kuli ziemskiej. Choć CIA nie była tym zaskoczona, mimo że program wojskowy był oczywiście utajniony, to cały świat dowiedział się o możliwościach rosyjskiej techniki wojskowej, dopiero w październiku 1957 r., gdy rakieta R7 wyniosła na orbitę pierwszego sztucznego satelitę Ziemi – Sputnika.
Konstruktorem rakiety był Sergiej Pawłowicz Korolow. Atmosfera tajemnicy w ZSRS dotyczyła jednak wszystkiego i Korolow do śmierci był szerszemu ogółowi znany jedynie jako Naczelny Konstruktor. Aby przekonująco ukazać ówczesne paranoje, D'Antonio konsekwentnie używa wyłącznie oficjalnego określenia “Naczelny Konstruktor” i tożsamość Korolowa zostaje ujawniona dopiero w końcowym rozdziale i indeksie.
Twórca wielu amerykańskich rakiet nie unikał rozgłosu i jego nazwisko było powszechnie znane na długo przed startem pierwszego amerykańskiego satelity w styczniu 1958 r. Wcześniejsze rakiety Wernhera von Brauna przelatywały setki kilometrów, a wystrzeliwane pionowo w górę mogły wznieść się na wysokość ponad 200 km. Jednak zadanie większości z nich polegało głównie na szybkim pokonaniu odległości poziomych. W latach 1944-45 rakiety V-2 zbudowane przez von Brauna kończyły swój lot najczęściej na terenie Belgii i Wielkiej Brytanii.
Wystrzelenie Sputnika w powiązaniu z buńczucznymi wypowiedziemi przywódcy ZSRS, Nikity Chruszczowa, o arsenale rakietowym stanowiło wyzwanie, które musiało zostać podjęte przez elity polityczne Stanów Zjednoczonych. Prezydent USA, Dwight Eisenhower, wcześniej głównodowodzący sił alianckich w Europie Zachodniej, z pewnością był świadom zagrożenia, ale jednocześnie dysponował wiarygodnymi informacjami wywiadu, w myśl których ZSRS takiego aresenału nie posiadał. Eisenhower, mimo swej wojskowej przeszłości, był przekonany, że “bezpieczeństwo państwa zależy od jego siły gospodarczej i morale obywateli, w równym stopniu co od uzbrojenia”. Prezydent zdecydowanie nalegał, aby badania przestrzeni wokółziemskiej były prowadzone środkami cywilnymi. Wierzył, że uda się zapobiec zmilitaryzowaniu przestrzeni kosmicznej i zabiegał, aby pierwszy amerykański satelita został wyniesiony za pomocą rakiety Vanguard, niezdolnej do przenoszenia broni. Ustąpił dopiero pod naciskiem oponentów politycznych po niepowodzeniach z Vanguardem. Ostatecznie doprowadził do powstania NASA – cywilnej instytucji zajmującej się badaniami Kosmosu. Była to próba ograniczenia aktywności środowisk wojskowych do przedsięwzięć czysto militarnych i zarazem wyraz uznania prezydenta dla naukowców. Szacunek dla nauki w tym kontekście okazał się w pełni uzasadniony. Już pierwszy amerykański satelita, Explorer 1, dokonał ważnego odkrycia – stwierdził istnienie wokół Ziemi obszarów o wysokim natężeniu promieniowania kosmicznego. W sumie, mimo kilku krytycznych uwag pod adresem Eisenhowera, D'Antonio przedstawia prezydenta w bardzo korzystnym świetle. O którym ze współczesnych polityków moglibyśmy powiedzieć, że jego największym obciążeniem pozostaje troska, by zawsze “robić to, co należy”?
D'Antonio obszernie omawia pierwsze amerykańskie programy kosmiczne. Ale nie jest to sucha wyliczanka szczegółów technicznych, a żywe opowiadanie o ludziach, którzy budowali rakiety i z ich pomocą usiłowali badać najbliższe otoczenie Ziemi. Często niestety start rakiety kończył się spektakularną katastrofą. Starsi czytelnicy dostrzegą zapewne “kunszt” ówczesnej propagandy, która potrafiła tak pokrętnie informować o kosmicznych dokonaniach ZSRS i USA, że osoby niewtajemniczone miały kompletnie zafałszowany obraz rzeczywistości. Obok spraw ważnych i poważnych D'Antonio przytacza wiele wątków zabawnych, wręcz kuriozalnych, jak choćby kradzież modelu Sputnika z pawilonu rosyjskiego na Wystawie Światowej w Brukseli w 1958 r.
Zagrożenie militarne ze strony ZSRS przyspieszyło amerykański program budowy rakiet międzykontynentalnych. Jednocześnie opanowanie technik kosmicznych otwierało nowe, nie tylko wojskowe zastosowania. W efekcie szybki wzrost wysokości fiansowania wielu dziedzin nawet pośrednio tylko związanych z przestrzenią kosmiczną uzyskał zarówno poparcie polityków, jak i szerokie przyzwolenie w społeczeństwie. To poparcie wyraziło się również zwiększeniem prestiżu nauk ścisłych. W 1958 r. w Stanach Zjednoczonych nastąpił wzrost o jedną trzecią liczby studentów fizyki i matematyki. Znaczenie nauk ścisłych dla awansu cywilizacyjnego każdego kraju od tamtych czasów z pewnością nie zmalało. Tymczasem w nowym programie nauczania w polskich liceach fizyka pozostanie przedmiotem obowiązkowym jedynie w I klasie w wymiarze jednej godziny tygodniowo. W II i III klasie fizyka, czy chemia będzie konkurować na równych prawach m.in. z geografią, historią muzyki, czy historią sztuki. W środowisku akademickim dominuje przekonanie, że tylko niewielka część młodzieży odważy się podjąć trud nauki fizyki zadowalając się jedynie powierzchowną znajomością historii muzyki. Obawiam się, że autorów nowego programu nauczania zupełnie to nie interesuje.
Home | O książkach | Publications | After hours | Wielka Woda |