Psucie fizyki

Andrzej M. Sołtan

o książce:
Jima Baggota "Pożegnanie z rzeczywistością. Jak współczesna fizyka odchodzi od poszukiwania naukowej prawdy"


Zbliżamy się do końca fizyki. Pozostało jeszcze kilka niejasności, ale na horyzoncie majaczy już Teoria Wszystkiego. Gdy cała rzeczywistość zostanie zapisana w formułach matematycznych, zadanie czynienia sobie Ziemi poddaną przejmą inżynierowie.

Obraz równie kuszący, co zwodniczy. Poznanie wszystkich praw rządzacych Przyrodą otworzy nieograniczone możliwości korzystania z jej zasobów. Osiągnęliśmy, już tak wiele, że nie tylko napawa nas to dumą, ale sugeruje, iż możemy rozwikłać ostatnie tajemnice rzeczywistości. Brzmi pięknie, ale raczej nie jest prawdą. A jeżeli jest? Można się spierać i czekać na dalszy rozwój wypadków.

Problem w tym, że część badaczy nie chce czekać. Teoria Wszystkiego, jeżeli w ogóle istnieje, nie zamierza się ujawnić, a perspektywa zdobycia tytułu Ostatniego Odkrywcy jest na tyle nęcąca, że wielu fizyków–teoretyków wybrało drogę na skróty. Sprawa jest poważna i zasługuje na upublicznienie, gdyż dotyczy także popularyzacji nauki, a zatem obejmuje szeroki krąg zainteresowanych. Zajął się nią wybitny naukowiec i świetny popularyzator współczesnej fizyki, Jim Baggott w Pożegnaniu z rzeczywistością. Już tytuł książki brzmi niepokojąco, a podtytuł w oryginale angielskim podkreśla jeszcze powagę zagadnienia, gdy mówi wprost, iż w poszukiwaniu prawdy doszło do zdrady.

Zasady uprawiania nauki wypracowywane na przestrzeni mniej więcej dwudziestu pięciu wieków nie są ani proste ani na zawsze ustalone. One również są częścią nauki i tym samym podlegają rozwojowi. Nie można ich jednak dowolnie zmieniać. Za fundamentalne kryterium naukowości jakiejkolwiek teorii zwykło się uważać jej testowalność, choćby potencjalną. Jeżeli dla wyjaśnienia natury cząstek elementarnych, grawitacji i ewentualnie jeszcze kilka innych problemów proponuje się teorię, która postuluje 10 wymiarów przestrzennych, zamiast znanych nam trzech, to albo należy zaproponować eksperyment, który ujawni brakujące siedem wymiarów, albo na przykład pokazać, że teoria przewiduje taką masę i ładunek elektronu, jakie są mierzone w laboratoriach. Milczenie w obu punktach oznacza, że teoria nie jest naukowa.

Inna sprawa, że kwestia prawdziwości lub nie dowolnej teorii naukowej nie jest prosta. W rzeczywistych sytuacjach żadnej teorii nie można ostatecznie potwierdzić, a z ewentualnym jej odrzuceniem, gdy jest sprzeczna z obserwacjami również należy postępować ostrożnie. Pouczający przykład dostarcza często przywoływane w tym kontekście Newtona prawo grawitacji. Oczywiście jest ono testowalne. Zostało wydedukowane na podstawie ruchu Księżyca wokół Ziemi i – jak twierdzą niektórzy – obserwacji spadającego jabłka. Jeżeli ma być prawem powszechnym, powinno opisywać także orbity planet i np. komety badanej przez Edmunda Halleya. Wszystko doskonale się sprawdzało do czasu. Uran prawu się nie podporządkował. Czy należało je uznać za fałszywe? Wiara obserwatorów w doskonałość grawitacji kazała jednak szukać przyczyn rozbieżności nie wbrew Newtonowi, ale w zgodzie z nim. Doprowadziło to do odkrycia Neptuna. Kolejne kłopoty sprawiał Merkury. Ale tym razem problem tkwił rzeczywiście w niedoskonałości prawa powszechnego ciążenia. Ogólna Teoria Wzgledności Einsteina wyjaśniła zachowanie Merkurego, ale kosztem prawa Newtona, które okazało sie opisywać rzeczywistość jedynie w sposób przybliżony.

Nie ma obiektywnych kryteriów dla uznania konkretnej teorii za prawdziwą. Teoria jest uznawana za prawdziwą tak długo, jak fizycy są o tym przekonani, czyli wierzą, że taka właśnie jest. Badania naukowe są częścia ludzkiej aktywności i z tego powodu są 'obciążone' subiektywizmem. Ten psychologiczny aspekt badań naukowych nie podważa jednak naszego przekonania o obiektywnym istnieniu rzeczywistości. Nie należą do rzadkości teorie, które muszą długo czekać na empiryczne potwierdzenie. Teoria heliocentryczna Kopernika, czyli m.in. ruch obiegowy Ziemi wokół Słońca, uzyskała obserwacyjne potwierdzenie dopiero w 1728 r., to jest 185 lat po jej ogłoszeniu drukiem. Peter Higgs czekał blisko 50 lat na detekcję bozonu nazwanego jego imieniem.

Teorie Względności i mechanika kwantowa, czyli fundamenty współczesnej fizyki, są testowalne i jednocześnie są w stanie przewidzieć nowe zjawiska i istnienie obiektów wcześniej nieznanych. Ich sukcesywne odkrycia stanowiły silny argument potwierdzający przekonanie, że te “fundamenty” rzeczywiście mówią nam coś o naturze świata. Baggott, jak wielu fizyków, kładzie nacisk na rozróżnienie rzeczy-samych-w-sobie i rzeczy-jakimi-się-nam-wydają. Elektron, jedna z elementarnych cząstek materii w pewnych doświadczeniach ukazuje się nam jako cząstka właśnie, a w innych zachowuje się jak fala, to jest byt rozciągły podlegający interferencji – zjawisku charakterystycznemu wyłącznie dla ruchu falowego. Mówimy o naturze korpuskularno–falowej elektronu, ale to określenie dotyczy własności elektronu ujawniajacych się w doświadczeniu. Natura elektronu pozostaje ukryta.

Teraz dochodzimy do sedna problemu, który tak wzburzył Baggotta, że oskarżył wielu współczenysh fizyków–teoretyków o zdradę ideałów i odejście od profesjonalizmu. Mimo sukcesów teorii opisujących podstawowe oddziaływania fizyczne, mimo Modelu Standardowego określajacego szereg własności cząstek elementarnych, wciąż pozostaje niewyjaśnionych wiele podstawowych własności rzeczywistości. Nadal nie umiemy teoretycznie uzasadnić konkretnych wartości mas cząstek, stałych fizycznych, jak prędkość światła, stała grawitacji, stała kosmologiczna, stosunku siły oddziaływania elektromagnetycznegio do grawitacyjnego i td. Co więcej, proste rozważania pokazują, że wszystkie te parametry pozostają w tajemniczej zgodności, która umożliwia istnienie Wszechświata, materii i ostatecznie życia na Ziemi. Gdyby nie ta doskonała koincydencja wielkości fizycznych, Wszechświat jeżeliby w ogóle istniał, to z pewnością nie znalazłoby się tam dla nas miejsca.

Rodzi się sugestia, że to nie może być przypadek, a MUSI za tym stać celowe działanie, którego Autorem MUSI być Inteligentny Projektant. Nie ma tu miejsca na wykazywanie, że ta linia rozumowania świadczy o płytkim pojmowaniu Transcendencji. I jednocześnie oznacza rezygnację z możliwości badania Natury metodami naukowymi. Zatem w jaki sposób, nie wprowadzając pierwiastka nadprzyrodzonego, wyjaśnić wymienione powyżej cudowne koincydencje? Teoretycy uprawiający według Baggotta fizykę baśniową wpadli w drugą skrajność. Uznali, że tak już jest i przyjęli bez żadnego uzasadnienia, że Natura dopuszcza i realizuje niemal wszystkie zestawy parametrów. Wszechświat jest w istocie wieloświatem zawierającym w sobie olbrzymią liczbę (może nieskończoną) wszechświatów, a myśmy pojawili się w takim, który dopuszcza powstanie życia. O tych wszystkich innych światach możemy tylko myśleć, że istnieją, gdyż są one dla nas empirycznie niedostępne. Prawami fizyki rządzi ślepy przypadek. Za cenę uzyskania wiecznego Wszechświata bez odwoływania się do Stwórcy, fizycy–pomysłodawcy takiego podejścia zrzekli się możliwości badania fundamentów Natury, dodatkowo podpierając się zasadą antropiczną, która to hipoteza ma wątpliwą wartość naukową. Przyjmując możliwość istnienia dowolnego wszchświata, którego własności są sprawą przypadku, warto przypomnieć refleksję Einsteina, że “Bóg nie gra w kości” (w tym stwierdzeniu “Bóg” i “Natura” mogą występować zamiennie)

Baggott zdecydowanie odrzuca zarówno filozofię Inteligentnego Projektu, jak fizykę bez fizyki, gdyż oba prowadzą do pożegnania z naukową rzeczywistością i oznaczają zaniechanie naukowego badania świata.




Home O książkach Publications After hours Wielka Woda