Jeden z wielu naturalnych satelitów w Układzie Słonecznym. Wprawdzie dosyć duży, ale tak naprawdę nic wielkiego. Uwięziony na wokółziemskiej orbicie odegrał w historii nieproporcjonalnie ważną rolę.
Teorie kosmogoniczne są zgodne. Wszystko zaczęło się blisko cztery miliardy lat temu gigantyczną kosmiczną kolizją. A jakie miejsce zajmuje Księżyc w naszej kulturze? Patrzą na Księżyc astronomowie – to zrozumiałe, ale także – poławiacze krabów, pisarze (również poeci), malarze, zakochani i astrologowie. Choć z górą czterdzieści lat temu człowiek po raz pierwszy odcisnął na nim ślady swoich butów, a nawet samochodowych kół, niewiele to w statusie naszego satelity zmieniło. Wciąż pozostaje w obszarze zainteresowań lub westchnień nie tylko tych grup “zawodowych”. Szczegółowo i rzeczowo zbadał sprawę Księżyca w obszarze cywilizacji śródziemnomorskiej Jarosław Włodarczyk, astronom i historyk tej dziedziny nauki. Ładnym językiem z erudycją opisany Księżyc w nauce i kulturze Zachodu stanowi precyzyjny wykład historii obserwacji satelity oraz teoretycznych prób wyjaśnienia jego natury i ruchu. Księżyc w książce Włodarczyka pojawia się jednak nie tylko jako obiekt posłuszny prawu grawitacji. Słabą poświatą może pomóc Świętej Rodzinie w rozpoznaniu drogi w Ucieczce do Egiptu Elsheimera, albo rozświetlić nocny pejzaż na obrazie Rubensa. Włodarczyk uświadamia nam również, jak często w literaturze Srebrny Glob bywał uwikłany w nasze ziemskie, nieraz przyziemne kłopoty. W ten sposób dzieło Włodarczyka ma każdemu do powiedzienia coś ciekawego. Sprawdza się w roli poważnej rozprawy naukowej i lektury do poduszki. To przypadek rzadko spotykany.
Przypuszczam jednak, że Księżyc nie przypadnie do gustu astrologom. Ta wiedza (nie sposób astrologii nazwać nauką we współczesnym rozumieniu tego słowa) na kartach książki pojawia się w kontekście pewnej mistyfikacji de facto kompromitującej astrologię. Przypomnę, że astrologowie “potrafią” poznać losy ludzi na podstawie zjawisk niebieskich, głównie ruchów planet i Księżyca na tle gwiazd. Gdy w 1898 r. Georg Waltemath ogłosił odkrycie drugiego, tym razem ciemnego, księżyca Ziemi, angielski astrolog Walter Old, alias Sepharial, nadał mu (satelicie) imię Lilith i określił jego efemerydy. W ten sposób Lilith zajęła miejsce wśród innych ciał Układu Słonecznego by na równi z nimi uczestniczyć w kreowaniu horoskopów. Problem w tym, że Lilith – księżyc Ziemi nie istnieje. Już współczesni Waltemathowi astronomowie kwestionowali jego odkrycie, które z czasem uznano za kompletnie pozbawione podstaw.
Zapewne już w neolicie Księżyc stanowił wygodny kalendarz krótkoterminowy, do którego dostęp mogła utrudnić jedynie pogoda. Owocem tego wczesnego zainteresowania zjawiskami niebieskim jest tydzień – cyklicznie powtarzający się układ siedmu dni, równy mniej więcej odstępowi czasu dzielącemu kolejne kwadry Księżyca. Wydaje się, że w śródziemnomorskim kręgu kulturowym tygodniowa rachuba czasu biegnie nieprzerwanie od początku dziejów niezależnie od kolejnych reform kalendarza numerującego lata. Próba likwidacji tygodni na korzyść dekad wprowadzona w 1793 r. w rewolucyjnej Francji przetrwała zaledwie kilkanaście lat.
Wygodna w pierwszym przybliżeniu relacja wiążąca cztery tygodnie z pełnym okresem faz Księżyca traci bardzo przy bliższym badaniu. Księżycowy miesiąc synodyczny, czyli od nowiu do nowiu, trwa bowiem 29 i pół doby (i to też niedokładnie). Na tym problemy się nie kończą. Dwanaście miesięcy książycowych to nieco ponad 354 dni i do pełnego roku brakuje blisko 11 dni. Kalendarz cywilny z roku jednak zrezygnować nie może, gdyż z tym okresem przebiega cykl zmian w przyrodzie. Tak więc nie sposób skonstrouwać prostego kalendarza opartego jednocześnie na ruchach Księżyca i Słońca.
Księżyc uczestniczy w dwu najbardziej spektakularnych zjawiskach niebieskich. Raz – gdy mieszkańcom Ziemi zasłania Słońce, drugi – gdy sam jest przez Ziemię zasłaniany. Nic dziwnego, że informacja, kiedy dojdzie do zaćmienia była w przeszłości wiele warta (kto ma wiedzę, ten ma władzę). O ile ruch Słońca wprawdzie nie do końca jednostajny, zachodzi jednak rok w rok po tej samej niebieskiej trajektorii, to o Księżycu powiedzieć tego nie można. Od tysiącleci zatem położenie Księżyca było nieustannie monitorowane przez astrologów (tak, ówczesnych naukowców), którzy poszukiwali regularności w jego ruchu. Na tej podstawie budowano teoretyczne przewidywania jego przyszłych położeń. Z dzisiejszej perspektywy łatwo wyjaśnić, dlaczego nie udawało się stworzyć teorii ruchów Księżyca zanim Newton sformułował prawa dynamiki i grawitacji. Ale nawet obecnie nie tak łatwo obliczyć, gdzie dokładnie na niebie znajdzie się Księżyc za rok, czy dziesięć lat. Przede wszystkim dlatego, że krążąc wokół Ziemi, także ulega przyciąganiu Słońca. Poza tym, bryła Ziemi nie jest idealną kulą i od orientacji naszego globu względem Księżyca zależą szczegóły oddziaływania grawitacyjnego obu ciał. To już wystarczy, by dostatecznie utrudnić wyznaczanie efemeryd księżycowych. Przy pełnym traktowaniu problemu komplikacji jest jeszcze więcej.
Literatura fantastyczna od dawna interesowała się Księżycem. Z biegiem lat wraz z rozwojem techniki podróżowania na Ziemi, zmieniały się też propozycje środków pozwalających osiągnąć Srebrny Glob. Raz było to stado dzikich ptaków, kiedy indziej balon, albo odpowiednio duży pocisk armatni. Odrębny problem stanowią selenici: są, czy ich nie ma. W przeszłości oba warianty zarówno rodziły się w głowach autorów, jak też pojawiały się w wyniku obserwacji teleskopowych powierzchni naszego satelity. Okazuje się, że patrząc na to samo można dostrzec różne rzeczy, a najczęściej te, które się chce zobaczyć. Gdy jedni stwierdzali brak wody i atmosfery, inni głosili, że oba te elementy na Księżycu się znajdują. W niewielkich ilościach, ale takich, które umożliwiają co najmniej wegetację roślinności. A gdy już stało się jasne, że na widocznej tarczy Księżyca nie ma warunków do życia, wyobraźnia zaczęłą podpowiadać, że wciąż jest ono możliwe na drugiej, niewidocznej jego półkuli.
Księżyc jest zwrócony do Ziemi zawsze jedną stroną. Nawet tak dobrze znany od starożytności fakt był w przeszłości, a niekiedy i obecnie, źródłem nieporozumień. Problem dotyczy rotacji globu wokół osi. Gdyby Księżyc się obracał, to przed naszymi oczami przesuwałyby sie kolejne fragmenty jego powierzchni. A ponieważ tak się nie dzieje, wnioskujemy, że Księżyc się nie obraca. Proste? – Nie. Wątpiącym w ruch obrotowy Księżyca, w 1859 r. Herschel zaproponował proste ćwiczenie polegające “na okrążaniu drzewa z twarzą zwróconą ku niemu; o tym, że obracamy się wokół własnej osi, przekona nas niewątpliwy zawróŧ głowy”.
Wróćmy jeszcze do kwestii, co można dostrzec na powierzchni Srebrnego Globu. Przed erą fotografii, przez paręset lat obserwator rysował to, co był w stanie dostrzec w okularze lunety. Czasem ponosiła go fantazja i dostrzegał kanały irygacyjne, albo budowle wzniesione przez selenitów. Przynajmniej raz historia okazała się bardziej romantyczna. Domenico Cassini, profesor astronomii w Bolonii, następnie dyrektor Obserwatorium Paryskiego, na mapie Księżyca w sąsiedztwie Sinus Iridium – Zatoki Tęczy ulokował niewieści profil, zapewne żony.
Home | O książkach | Publications | After hours | Wielka Woda |