Niebo gwiaździste nade mną....

Andrzej M. Sołtan

o książce: "Historia Astronomii" pod red. Michaela Hoskina


Człowiek zapewne zawsze obserwował niebo i również zapewne zawsze próbował je zrozumieć. Jednak niebo - kosmos - nie stanowiło nigdy "wygodnego" przedmiotu badań. Praktycznie do wszystkich obiektów przyrody można się zbliżyć, dotknąć, czasem nawet posmakować. Na niebo można tylko patrzeć, i to patrzeć z daleka. Stąd, jak w żadnej nauce przyrodniczej, w astronomii obok obserwacji niezwykle ważne - wręcz decydujące - znaczenie odgrywały myślowe konstrukcje nakładane a priori na przedmiot badań. Trwające tysiąclecia próby uzgodnienia założeń, często natury filozoficznej, z gromadzonym nieprzerwanie materiałem obserwacyjnym zmieniają charakter dopiero w wiekach XVII - XVIII. Zaczyna wówczas dominować przekonanie, że Ziemia i kosmos nie stanowią dwóch odrębnych rzeczywistości. Zatem wszystko, co dzieje się "tam wysoko" można próbować zrozumieć w zwykły "ziemski" sposób. Dziś wyrażamy to w formie twierdzenia o jedności praw przyrody, której Ziemia jest częścią.

Te zmagania myśli ludzkiej z rozpościerającym się nad głową kosmosem zostały wspaniale opisane w "Historii astronomii". Moja bliska entuzjastycznej opinia nie powinna dziwić zważywszy na doborowy zestaw autorów - światowych ekspertów historii tej dziedziny nauki. Polski czytelnik będzie czerpał przyjemność z lektury również dzięki świetnemu tłumaczeniu Jarosława Włodarczyka, który jest także autorem dodanego rozdziału "Astronomia w Polsce". Obszerny temat obejmujący rozwój astronomii od czasów prehistorycznych do niemal współczesnych został wyłożony w niewielkiej objętościowo książce (w tytule oryginału pojawia się słowo concise). Mimo to, dzieło nie sprawia wrażenia powierzchownego. Mimo lekkości stylu "Historia" dociera do istoty problemów, przedstawionych precyzyjnie i jasno (kilka drobnych lapsusów i błędów drukarskich nie utrudni lektury). Walory merytoryczne sprawiają jednak, że pełne zrozumienie niektórych zagadnień będzie wymagało pewnego wysiłku od czytelnika stojącego zdala od nauk ścisłych.

Autorzy - jest ich w sumie siedmiu - nie stronią od sformułowań stojących czasem w poprzek obiegowym poglądom na temat mentalności i wiedzy dawnych filozofów przyrody. Na przykład, szczątkowa obecność astronomii w dzisiejszych programach szkolnych i jej zła popularyzacja przyczyniły się do rozpowszechnienia lekceważących opinii na temat intelektualnego osiągnięcia, jakim była budowa systemu geocentrycznego, co w efekcie doprowadziło również do fałszywego rozumienia istoty dokonań Kopernika. Utarło się bowiem przekonanie, że Arystoteles zbudował system geocentryczny kierowany trudnymi do zaakceptowania przez zdrowy rozsądek przesłankami. Tymczasem jest dokładnie na odwrót: "Arystoteles utrzymywał, że Ziemia spoczywa nieruchomo pod naszymi stopami" i w oczywisty sposób jest to zgodne z codziennym doświadczeniem. Natomiast Kopernik i współczesna nauka "chcą, byśmy uwierzyli, iż pędzimy przez przestrzeń kosmiczną z niewyobrażalną niemal prędkością". Kopernik dostrzegł atrakcyjne konsekwencje założenia, że Ziemia jest planetą, ale jego model został przyjęty nie dlatego, że był prostszy i pozwalał dokładniej przewidzieć ruchy planet niż model Ptolemeusza, bo nie potrafił. Istotny był fakt, iż model ten - początkowo jedynie jakościowo - tłumaczył w naturalny sposób szereg zagadkowych faktów obserwacyjnych, z którymi system geocentryczny radził sobie w mało elegancki sposób.

Nie jest rzecza łatwą pisać ciekawie o równonocy wiosennej i azymucie zachodu Słońca w tym albo innym dniu. Chyba, że zaczniemy wmawiać czytelnikowi, że budowniczowie kręgów kamiennych w Stonehenge "posiedli wiedzę" porównywalną z naszą i ich budowla kryje w sobie wiele jeszcze nieodkrytych tajemnic kosmosu. W "Historii astronomii" takiej złej popularyzacji nie ma. Mimo to opowieść, co naprawdę wiemy o Stongenge i innych budowlach megalitycznych nie tchnie nudą. Doprawdy warta podkreślenia jest powściągliwość "Historii" w interpretacji budowli prehistorycznych. Poszukiwacze sensacji widzą w nich nawet świadectwa odwiedzin kosmitów. W rzeczywistości można stwierdzić niewiele więcej ponad to, że ich twórcy uważnie obserwowali niebo i umieli powiązać przemiany zachodzące w ciągu roku na Ziemi z ruchem Słońca po niebie. Nieprawdziwa jest też obiegowa opinia, że w "ciemnych wiekach" Średniowiecza powszechnie przyjmowano, że Ziemia jest płaska. W "Historii" czytamy bowiem, że dla każdego studenta średniowiecznego uniwersytetu kulistość Ziemi była oczywista. Do osiągnięć astronomii starożytnej przypomnianych w "Historii" dodajmy jeszcze i to, że "za sprawą Ptolemeusza wszechświat po raz pierwszy stał się za duży, by mógł go ogarnąć ludzki umysł."

W części poświęconej astronomii nowożytnej, poza rzetelnym wykładem historycznym, znajdziemy także wiele szczegółowych, acz ważkich wątków. Należą do nich z pewnością trwające blisko trzysta lat próby wyznaczenia odległości gwiazd poprzez pomiar paralaksy, tj. przesuwania się bliskich gwiazd na tle bardziej odległych w wyniku ruchu Ziemi wokół Słońca. Podobnie, jadąc samochodem zauważamy, iż przydrożne drzewa mijają nas w jednej chwili, gdy las na horyzoncie pozostaje niemal nieruchomy. Zupełnie nieoczekiwanie okazało się, że w przypadku Ziemi łatwiej zmierzyć jej chwilową prędkość względem gwiazd niż dostrzec zmianę położenia. I gdy Struwe oraz niezależnie Bessel w latach trzydziestych XIX stulecia zmierzyli paralaksy dwóch bliskich gwiazd, od ponad stu lat znana była prędkość Ziemi na wokółsłonecznej orbicie dzięki odkryciu przez Bradleya tzw. aberracji światła. Ta obserwacja potwierdziła bezpośrednio i ostatecznie model heliocentryczny Kopernika.

Nieoczekiwane zwroty w nauce stanowią zresztą o atrakcyjności jej uprawiania. Coż bowiem moglibyśmy powiedzieć na temat budowy gwiazd i ich ewolucji, gdyby w 1835 r. miał rację francuski filozof pozytywista (a więc zajmujący się kwestiami ścisłymi) Auguste Comte: "Nigdy, za pomocą żadnej metody, nie będziemy w stanie badać składu chemicznego ani struktury mineralnej gwiazd." Dzieki Bogu się mylił. Może dziwić jedynie pewność Comte'a w sytuacji, gdy 18 lat wcześniej Joseph Fraunhofer opublikował widmo słoneczne i dostrzegł w nim ponad 300 linii absorpcyjnych.

Wielkie odkrycia wyznaczające kamienie milowe rozwoju każdej nauki, nie tylko w astronomii, są dziełem niepospolitych umysłów. Aby jednak te wielkie indywidualności mogły zaistnieć z reguły potrzebna jest sprzyjająca atmosfera, specyficzny ferment wytworzony przez całe środowisko uczonych. Bieg myśli astronomicznej przez dwadzieścia kilka wieków jest tego świadectwem. Czy Izaak Newton sformułowałby I prawo dynamiki, gdyby kilka lat wcześniej Robert Hook nie dostrzegł, iż "każde ciało, jakiekolwiek by było, które zostanie wprawione w ruch prostoliniowy i niezłożony, będzie poruszało się po linii prostej, dopóki jakieś inne istotne siły nie odchylą i nie zmuszą go do ruchu po okręgu, elipsie, lub innej bardziej złożonej krzywej"?

"Historia astronomii" zaciekawi wszystkich interesujących się astronomią, niekoniecznie wyłącznie w aspekcie historycznym. Ale powinna być lekturą OBOWIĄZKOWĄ dla tych, którzy chcą astronomię dawną i nową popularyzować lub nauczać.




Home O książkach Publications After hours Wielka Woda